Szukaj
Close this search box.

Philipiak Milano w domu, czyli emeryt na zakupach

Philipiak Milano

Philipiak Milano, a emeryckie zakupy

Kochani, czy wasi rodzice osiągnęli już wiek emerytalny? I czy w związku z tym, dosięgła ich anemiczna nuda dnia codziennego, wyssanego z obowiązków przynależnych pracy, dojazdu do niej, czy relacji ze współpracownikami? O powinnościach wychowawczych nie wspominam, bo te już dawno za nimi… No, chyba, że nasz kukułczy miot wędruje na wychowanie do dziadków, na te parę godzin, kiedy my już mamy wszystkiego dość.

I powiem wam, że po wielokroć szczęśliwi i bogatsi Ci, co potomstwo mają pod swoją pieczą, a im bardziej absorbujące tym lepiej. I nie piszę tego z ze względu na ekonomię posiadania dzieci, w kontekście pakietu 500+, będącego w mojej opinii żałosną dewiacją polityczną, którą nazwałabym krótkowzroczną stymulacją podkołdrzaną dla ubogich. Ale psssyt! Zboczyłam z tematu, bo przecież nie o programie prokreacji chciałam pisać, tylko o emerytowanych zakupoholikach.

Wracając do emerytów. To szerokie grono łatwowiernych, naiwnych osób, a patrzę tu głównie przez pryzmat własnych rodziców, którzy są doskonałą pożywką dla współczesnych piranii marketingowych. Prawdopodobnie, niejednemu z naszych znajomych, albo bliskich przytrafiła się osobliwa historia związana z zakupem internetowym, telefonicznym, obwoźnym, czy zrealizowanym w ramach tzw. pokazów, a dokonanym przez rodziców. Sukcesy i porażki – zakupy z życia wzięte

Tu mała dygresja. Osobiście znam Panią, uwaga ważna wzmianka, która będąc rozwódką i wdową jednocześnie, nie posiadającą partnera życiowego, bez żadnych zahamowań zdroworozsądkowych, uległa konsultantowi telefonicznemu i otrzymała za darmo (!!!!) męską maszynkę do golenia. Z tym, że wraz z przyjęciem tego jakże fantastycznie–zbędnego urządzenia, zobowiązała się do zakupu ostrzy przez okres 3 lat za jakąś horrendalną cenę, czy jakoś tak. No, cóż… problem, bezmyślnego nabycia, przykleił się do naszej emerytki, jak psia kupa, do eleganckiego bucika, podczas romantycznego spaceru po parku. Jakby się nie gimnastykować, to smród jest i przez jakiś czas zostanie, a wstydu co niemiara. Ale z pewnością przestroga na przyszłość jest taka, by nie wdawać się w marketingowy flirt z przedstawicielami nieznanych firm, o doskonałej sile perswazji i manierach kiepskiego kochanka, który wyznaje zasadę „za wszelką cenę zaliczyć i zapomnieć”.

Takich historii znam wiele i właśnie przez wzgląd na nie uważam, że emeryci zajmujący się wnukami, albo lepiej, Ci z nich, którzy są jeszcze aktywni zawodowo, nie mają czasu na to, by ktoś ich oszukał, o czym wspomniałam na wstępie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że fałszywym jest założenie, że wszyscy handlowcy są oszustami, zaś emerycka grupa, to stadko głupich gąsek, które byle pastuszek wywiedzie w las. Świat to, nie przestrzeń ścierających się kontrastów bieli i czerni. To również cała gama innych odcieni, czego dowodem są moi rodzice. Od lat biorą czynny udział w wielu prezentacjach, sprzedaży internetowej, czy telewizyjnej, i jakoś nie doszły mnie słuchy o tym, by zostali nabici w przysłowiową butelkę. Mama i tata zwyczaj chwalą się tym, co organizator dał im w prezencie, bonusie, albo co udało im się kupić taniej.

Moja teoria sukcesu ich zakupów jest taka, że kupują tylko przedmioty wysokiej jakości, od znanych producentów, dających wieloletnie gwarancje. A może najzwyczajniej w świecie nie są aż tak naiwni, jak zakładałam. Moi rodzice i kolega Philipiak

Philipiak Milano parowar
Philipiak Milano parowar

A niniejszym wpis inspirowany jest ich ostatnim zakupem tj. garnkami i lasagnerami marki Philipiak Milano. Właśnie podczas prezentacji tej firmy, nabyli kolejny komplet naczyń i sprezentowali go mojemu bratu. Mnie również taki podarowali parę lat temu, wtedy gdy urządzałam mieszkanie. Wówczas garnki Philipiaka Milano wraz z zestawem ślicznych lasagner, traktowałam jak relikwie i trzymałam w tabernakulum kuchennych szafek. Lubiłam na nie patrzeć. Ale wiecie… z takim podziwem wydobywającym się spod przymrużonych powiek, typowym dla kolekcjonerów pięknych przedmiotów. Wtedy jeszcze nie gotowałam, i te naczynia nie miały dla mnie żadnych walorów, poza estetycznymi. Ale od tamtego czasu wiele się zmieniło w moim życiu i w kuchni też. Staram się jeść i żyć zdrowo, ale czasem ulegam pokusom. A kto nie? Zresztą, nawet na ten mój ziemniaczany grzech, Philipiak Milano przygotował coś specjalnego.

Philipiak Milano gotowanie na parze
Philipiak Milano gotowanie na parze

Swojemu Philipiakowi Milano już dawno ściągnęłam aureolę i od paru lat w nim gotuję. Jest wiele rzeczy, które imponują mi w tych naczyniach. Raz, że wykonane z wysokiej jakości stali, na którą producent daje 25 lat gwarancji! Dwa, gotuje się w nich ekonomicznie, szybko i zdrowo – bez tłuszczu. Ale mnie zachwyca ich wielofunkcyjność, która polega m. in. na tym, że tarkę można wykorzystać jako tackę podczas gotowania na parze, zaś pokrywkę można potraktować jak misę, czy podstawkę pod gorący garnek, można też wygodnie odstawić ją na uchu garnka, a nie na blacie (bo na nim nie zawsze jest miejsce, a poza tym nie lubię później ścierać śladów po wodzie). Ta wielozadaniowość powiększa nam przestrzeń kuchenną, którą z reguły mamy i tak dość mocno zagraconą.

Przyznaję bez bicia, że mnie najbardziej irytują pokrywki w szafce z garnkami! Co dzień ulegam złudzeniu, że mam więcej pokrywek niż garnków. I to zwykle one atakują mnie podczas otwierania kuchennych drzwiczek, albo skutecznie przeszkadzają w chowaniu naczyń. Z Philipiakiem Milano jest zupełnie inaczej – on ma swoją półkę, a na niej swój porządek! I nic tam się nie wala bez sensu. Philipiak Milano w praktyce

Możecie teraz spojrzeć na parę potraw zamieszczonych na blogu, które przygotowałam w tych naczyniach:

Dość o garnkach, bo o nich większość już słyszała, teraz czytała, a może nawet nabyła. Być może w przyszłości wrócę do tego wątku. Wracam do wizyty rodziców. W ich obecnym zakupie był dla mnie pewien element zaskoczenia. A mianowicie z tobołków, które przytaszczyli do brata, wyciągnęli jeszcze jedno pudło sygnowane znakiem Philipaka Milano, na widok którego moje oko zaszło bielmem zazdrości. Otóż nie wiedziałam, że Philipiak Milano robi tak piękne sztućce! Oniemiałam z zachwytu. Dlatego więcej nie piszę, a Wy drodzy czytelnicy też nakarmcie głodne oczęta.

sztućce Philipiak Milano
sztućce Philipiak Milano

Nie mam wiele czasu, bo rozmroziło mi się mięso na gulasz i wypadałoby zająć się obiadem. Na zakończenie powiem tylko tyle, jestem szczęśliwa, że mamy takich Wspaniałych Rodziców! I nie piszę tak dlatego, że robią nam, jak się okazuje, drogie prezenty. Faktycznie, naczynia Philipiak Milano należą raczej do ekskluzywnych wyrobów. Dla porównania powiem, że garnki, które leżą w mojej kuchennej szafce są więcej warte, niż posiadany samochód.

Dla mnie te naczynia to wyraz ich troski o nas, o to byśmy jedli zdrowo i smacznie. I nie ma co się martwić o emeryckie zakupy, póki dotyczą towarów wysokiej jakości od uznanych producentów. Ilekroć w nich gotuję, a robię to często, to ciepło myślę o moich rodzicach.

Dziękuję za to, że są tacy cudowni.

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.